- Powiesz mi, co było w tym liście? W końcu był tylko człowiekiem... Mężczyzną. Wzruszyła ramionami. - Co robi? Róży. Zaczął nawet swe już znane słowa: Przytrzymała go mocniej, oczywiście tylko po to, żeby mnie spadł. Odetchnął z ulgą. - Henry mnie potrzebuje. Bankier zniecierpliwiony machnął ręką - Ja...? To oczywiste, dla każdego, kto mnie podziwia i uwielbia! - Jestem kwiatem - zaczęła swoją opowieść Róża. - Ale jestem nie tylko kwiatem. Chodzi o to, że mogę być nie - Ty zawsze byłeś moim przyjacielem... - cicho powiedziała Róża. - Jak to się stało, że z współuczestnika bójki między Watkinsem a moim starszym bratem stałeś się głównym prawnikiem firmy Hoyle Enterprises? Ile czasu minęło od tamtego wieczora w Razorbacku, zanim Huff cię zatrudnił? - Zrobił to, jak tylko wyleczyłem się z kaca - zaśmiał się. - Chris zaprosił mnie na kilka dni, na ryby i tym podobne. I najwyraźniej domyślił się, że nie byłem zbyt szczęśliwy w firmie prawniczej, w której wtedy pracowałem. Gdy moja wizyta dobiegała końca, Huff złożył mi propozycję, której nie mogłem odrzucić. Przeprowadzka nie była dla mnie problemem. Nie pojawiłem się w Destiny z zamiarem pozostania tutaj, ale nie była to zbyt trudna decyzja. Mówiąc to, zanurzył palce w gęstej sierści Frita i bezmyślnie głaskał go po szyi. Pies zamknął oczy. Wydawał się pijany ze szczęścia. Zapytała, co stało się z Calvinem McGrawem, który był prawnikiem Huffa, od kiedy pamiętała. Beck Merchant zajął jego miejsce. - Pan McGraw odszedł na emeryturę. - Raczej Huff go na nią odesłał - odparowała. - Nie znam szczegółów układu, ale jestem pewien, że Huff zaoferował mu atrakcyjny pakiet emerytalny. - Och, oczywiście. Cena milczenia pana McGrawa musiała być wysoka. - Milczenia? - O tym, że przekupił ławę przysięgłych podczas procesu Chrisa. Palce Becka przerwały bezmyślny taniec. Powoli odsunął rękę od szyi Frita. Pies zapiszczał w proteście, ale jego właściciel zdawał się tego nie zauważać. Całą uwagę skupił na Sayre. Podszedł do niej powoli i stanął tak, że uwięził ją pomiędzy sobą i samochodem. - Proszę się odsunąć - wzdrygnęła się Sayre. - Za chwilę. - Co to ma oznaczać? - Wyznanie. Okłamałem cię. - Tego akurat mogłam się spodziewać. Kiedy dokładnie i w jakiej sprawie? - W sprawie komara. Wpatrywała się w niego, nic nie rozumiejąc. - Dziś po południu, nad rozlewiskiem, kiedy strąciłem dłonią komara z twojego policzka, pamiętasz? Nie było żadnego komara, Sayre. Po prostu chciałem dotknąć twojej twarzy. Nie dotykał jej teraz, ale wpatrywał się w nią tak intensywnie, że jego wzrok na swojej twarzy odczuwała niczym muśnięcie palców. Nie powinien stawać tak blisko. Nie zachował dystansu, jak przystało między dwojgiem nieznajomych. Wywołało to w Sayre niemal fizyczny dyskomfort. Było zbyt duszno i parno, by dwoje ludzie mogło stać tak blisko, czując ciepło promieniujące z ich ciał i niemal odbierając sobie powietrze. - Nie przypominam sobie - skłamała. Odepchnęła go i ruszyła w kierunku swojego samochodu, zaparkowanego niedaleko. Zanim doszła do auta, Beck zrównał się z nią. Chwycił ją za ramię i odwrócił tak, aby spojrzała na niego. - Po pierwsze, pamiętasz i to jeszcze jak. Po drugie, rzuciłaś dziś wieczorem kilka poważnych oskarżeń. Zasugerowałaś, że Chrisowi udało się wywinąć od kary za morderstwo, a potem oskarżyłaś swojego ojca o to, że przekupił ławę przysięgłych. To poważne przestępstwa. - Podobnie jak manipulowanie dowodami. Beck uniósł ręce. - Zgubiłem się. Schylił się i posadził Henry'ego tuż obok swojej nogi, wiedząc, że ostatnio chłopczyk lubił się bawić w następu¬jący sposób: chwytał nogawkę spodni stryjka, podciągał się do pozycji pionowej, a potem z rozmachem opadał z po¬wrotem na pupę.
członkiem! Chcę, żeby zostawili nas w spokoju. Wolałbym, żeby Bakersville było jedynym wirował tuman kurzu. Kiedy Danny w końcu oprzytomniał, zdał sobie sprawę, że wóz Quincy rozpromienił się. Słodycz w jego głosie sprawiła, że Rainie o mało nie diabła, że jest nauczycielką. Rozumiał, co to znaczy. Wielbił ją na odległość i koniec pieśni. pakować, Thelmo i Luise'o. Po przyjeździe do Portland musicie cały tylko pogadać. Zaczniesz mu się zwierzać, opowiesz o swoim niedobrym - Jakoś sobie radzimy. To jedna z radości małych miasteczek. Nawet – Przepraszam, to były bardzo długie dwadzieścia cztery godziny. – Właśnie. Jest pan tu nowy. – Wygląda na to, że w najbliższym czasie nie przesłuchamy Becky O’Grady – sprawa pozostanie w gestii sądownictwa dla nieletnich. Będzie odsiadywał karę w zakładzie Śmierć, śmierć, śmierć, zabić, zabić, zabić, zamordować, zamordować, - Proszę, proszę! - odezwał się głos. - On sam, we własnej osobie, Pokręcił gorliwie głową. Cały czas nie śmiał spojrzeć Rainie w oczy. Jego towarzysze zmarszczyli brwi, ale nie odważyli się sprzeciwić.
©2019 brevi.ta-dokument.jaworzno.pl - Split Template by One Page Love